czwartek, 31 maja 2018

Spacer po Łazienkach Królewskich w 1936 roku.


W ostatnią niedzielę maja 1936 roku, spacerowicze przechadzający się po alejach Łazienek Królewskich, mogli wydłużyć swój spacer, bowiem przyłączony do Łazienek park belwederski, oddano do użytku publicznego.
*****
Przez prawie 140 lat sukcesywnie pomniejszano Łazienki. Od momentu wyjazdy z Warszawy Stanisława Augusta, park łazienkowski ulegał stopniowym przeobrażeniom i obcięciom. Najpierw odłączono od Łazienek duże tereny parku Sobieskiego, za czasów Królestwa Kongresowego wydzielono ogród botaniczny, a za rządów rosyjskich odseparowano park belwederski. W 1927 roku pomniejszono Łazienki przez zbudowanie hipodromu sportowego.
*****
Pracę przygotowawcze trwały kilka miesięcy. Teren powiększono o około 11 ha obszaru. Odtąd przestrzeń całego parku wynosiła 66 hektarów.
Najwięcej czasu, a zarazem trudu przysporzyła niwelacja głębokiej fosy oddzielającej park belwederski od starych Łazienek. Ponad to rozszerzono ulice spacerowe, ścięto drzewa, aby otworzyć tereny wcześniej przysłaniane. Utworzone nowe aleje, które połączyły oba parki. Z kolei angielski typ parku na terenie ogrodu belwederskiego został całkowicie zachowany.

*****
Miłośnicy Łazienek mieli odtąd możliwość spoglądania na pełną panoramę majestatycznego parku królewskiego.


Warszawa. Łazienki. Fragment parku. Zdjęcie NAC.

Międzynarodowe Zawody Hippiczne na hipodromie w Łazienkach Królewskich w Warszawie. 1934 rok. Zdjęcie NAC.


niedziela, 27 maja 2018

Mały filuterny kapelusik.


Wiosna 1936 roku wprawiła modne panie w nie lada kłopot… a to za sprawa kapelusza. 
Wybór kapelusza stanowił poważny problem, zwłaszcza że na wystawach magazynów, pojawiły się niezliczone szeregi nowych modeli.
Kapryśne w fasonach, nie zawsze dające się dostosować do wymagań dystyngowanej elegancji, która za wszelką cenę unikała zbyt śmiałych i wyzywających form.
Niekwestionowanym zwycięzcą był toczek. Problem w tym, że malał w oczach. Służył już tylko do zakrycia jednego loczka nad czołem, pozostawiając większość włosów odsłoniętych.
Mimo to, repertuar form i przybrania był bardzo bogaty. Toczki wykonane w całości ze sztucznych kwiatów, jak: bratki, niezapominajki, margerytki. Toczki przybrane wstążkami, piórami czy nawet całymi ptaszkami ( tych ostatnich rozsądna pani unikała). 
Panowała rozmaitość materiałów wykonania: od różnorakiej słomki do panamy. Do tego lakierowane i celofanowe przetykania w specjalnych materiałach na kapelusze.
Takie to cuda noszono na głowie wiosną 1936 roku:







czwartek, 10 maja 2018

7 typów widzów w dwudziestoleciu międzywojennym.


WIDZ – LEKTOR.

Zmora siedzących obok. Człowiek odczytujący głośno, lecz z mozołem wszystkie napisy i długo je później komentujący. Pisał o nich Julian Tuwim w „Kinochamach”.

***

WIDZ – KRYTYK.

Znał się najlepiej na sztuce filmowej, nic go nie dziwiło i nic nie wzruszało. Tupał swoją krytyczną nogą, kiedy obraz był puszczony minutę później. Gdy taśma przerwała się na chwilę, lub jakaś scena była zamglona – nabrzmiewał ze złości, krzycząc z oburzeniem – PORZĄDKI!!! Kiedy widz krytyk przychodził do kina ze znajomym, ów znajomy musiał słuchać wywodów o marnej reżyserii, o fatalnym dźwięku, o niezgrabności aktorów, o licznych błędach i wadach wyświetlanego filmu, aż znajomemu również odechciało się patrzeć na ekran.

***

WIDZ – ZNAWCA

Kinomaniak, który na danym filmie był, a ponownie przyszedł tylko dla towarzystwa. Ciągle opowiadał, z nie małym przejęciem, co się wydarzy w następnej scenie.

- Zobacz, on ją teraz pocałuje, a ona go wyrzuci za drzwi.

I rzeczywiście tak się działo. Po czym znawca dodawał: „A nie mówiłem!”

***

WIDZ, a raczej WIDZOWIE – ZAKOCHANI / ONA I ON

W najodleglejszym kącie sali siedzieli zakochani. Im było wszystko jedno, na jaki film przyszli, byle był długi. Ich dialogi były niemal identyczne jak te na ekranie:

- Kochasz mnie?

- Kocham!

-No to pocałuj mnie! itd.

***

WIDZ – ZAKOCHANY W AKTORZE/AKTORCE

Siedzą dwie panienki i dyskutują:

- Ach ten Brodzisz…

-Co tam Brodzisz, spójrz na Bodo!

Po czym ich dyskusja, męcząca dla siedzących obok, zmieniała się w cichą kłótnię.

– Co ty tam wiesz, nie znasz się.

I siedzą obrażone na siebie, a wpatrzone w swoich idoli.

***

WIDZ  - DLA ZABICIA CZASU

Przychodził do kina dla „zabicia czasu”. Spojrzeć przez pryzmat innych widzów, ten typ był najmniej szkodliwy dla innych, ponieważ po chwili od rozpoczęcia filmu już sobie smacznie spał.

***

WIDZ – DZIWADŁO

Ten typ widza był podobno najmniej spotykany. Siedział spokojnie, nie jadł cukierków, nie komentował, tylko oglądał film.

środa, 9 maja 2018

Aleksander Ford

Aleksander Ford już w dwudziestoleciu międzywojennym, uważany był za czołowego reżysera polskiej awangardy filmowej. 
Debiutował eksperymentalnym, krótkometrażowym niemym filmem „Nad ranem” – całkowicie bez napisów, przemawiający jedynie „językiem filmowym”. Dwuaktówka ta wywołała powszechne zainteresowanie nową, jak na owe czasy, formą.
Drugim filmem Forda, tym razem długometrażowym był dramat psychologiczny p.t. „Maskota”. Później nakręcił dwa filmy krótkometrażowe: „Narodziny i życie gazety” i pierwszy polski reportaż „Tętno polskiego Manchesteru”.
Filmem przełomowym w twórczości Forda był „Legion ulicy”. Jak sam twierdził – chciał stworzyć udramatyzowany reportaż z akcją. Film ten uzyskał Złoty medal „Kina”, jako najlepszy z produkcji krajowej w roku 1932.
Rok później Ford zrealizował reportaż z życia nowej Palestyny pt. „Sabra”, a następnie „Przebudzenie”, które wywołało dużo zastrzeżeń. Sam o swoim dziele powiedział: - „W „Przebudzeniu” popełniłem błąd, który polegał na mylnym założeniu. Film musiał być inaczej realizowany, niż pomyślany, gdyż zagadnienie, o które mi szło, nie mogło się zmieścić w ramach możliwości , jakimi dysponowałem. Na każdym kroku napotykałem na niezliczone trudności wszelkiego rodzaju, których zwalczać nie było sposób. Mimo wszystko jednak, zdziwiło mnie jednomyślne, negatywne, ale dość powierzchowne stanowisko krytyki”.

Na pytanie, czy jest awangardzistą, Ford odpowiedział: „Uważają mnie powszechnie za awangardzistę. Kwalifikacja ta jest skądinąd dla mnie zaszczytna. Ale obawiam się, że pojęcie „awangarda” jest przeważnie mylnie interpretowane, jako wyraz pracy cudacznej. Awangarda ma na celu poszukiwanie nowych wartości, ale niekoniecznie w formie, lecz i w treści, zaczepiając o inne dziedziny sztuki”.
Zdjęcie: Hartwig Edward, zbiory NAC.


Ogrody jordanowskie.

Na początku 1936 roku Towarzystwo ogrodów Jordanowskich w Warszawie prowadziło 6 placówek:1. Pierwszy ogród Jordanowski mieścił się przy ul. Bagatela 2. Zajmował on obszar 2 hektarów.
2. Drugi ogród o łącznej wielkości ½ ha, znajdował się przy Hożej 88.
3. Trzeci ogród przy ul. Wawelskiej, miał 2 ½ ha.
4. Czwarty ogród położony był na Wybrzeżu Kościuszkowskim 4 i zajmował powierzchnię 1 ½ ha.
5. Piąty umieszczony był na Woli, przy ul. Ludwiki 6 o powierzchni 1 hektara.
6. Szósty ogród zbudowany przez Towarzystwo na Żoliborzu przy barakach dla bezdomnych, oddany został Towarzystwu „Osiedle”.
Jak podaje „Kurier Warszawski”, w 1935 roku korzystało z tych ogrodów stale 12.342 dzieci, prócz tego 1, 659 dzieci było na półkoloniach letnich i zimowych, prowadzonych na terenach ogrodów jordanowskich. W liczbie tej 3, 663 dzieci miało karty wstępu bezpłatne indywidualne, a 2.312 – karty zbiorowe bezpłatne. Karty zbiorowe wydawano dla grup szkolnych i przedłużano z miesiąca na miesiąc. Karty bezpłatne wydawane były przede wszystkim na legitymacje bezrobotnych. Dwa ogrody Towarzystwa, tzn. przy ul. Hożej 88 i na Woli były bezpłatne, jedynie grupy szkolne wnosiły pewne opłaty. Najchętniej uczęszczane były ogrody na Powiślu i na Woli.

Zdjęcie: NAC



"Prokurator Alicja Horn"


Dobry film na wieczór z lat 30-tych? Może „Prokurator Alicja Horn”, osnuty na powieści Tadeusza Dołęgi – Mostowicza, pod tym samym tytułem. W recenzji z 1933 roku, kiedy to ów film wszedł na ekrany kin, czytamy: „Konstrukcja filmu jest zwarta i realizacja ciekawie ujęta. Jadwiga Smosarska w roli tytułowej zdobyła się na kreację nową i udatną. Gra jej miejscami posiada dużą skalę ekspresji dramatycznej. Franciszek Brodniewicz, jako Drucki – Winkler, ma świetne warunki zewnętrzne, bodaj, że tak go sobie wyobrażają czytelnicy powieści Mostowicza. Zosia Mirska w roli Julki ma wdzięk, jest naturalna, swobodna i ujmująca. Zdjęcia dobre. Reżyseria staranna”.

Lena Żelichowska

„Kobieta –wamp, kobieta – demon, kobieta – szpieg i mnóstwo innych określeń tego typu przylgnęło do mnie jak rękawiczki i nie opuszcza ani na chwilę. W życiu, w filmie, na scenie, na ulicy, w kawiarni – wszędzie, wlecze się za mną niby potwornych rozmiarów tren sukni, owo nieszczęsne powołanie. A ja? Nieprawda – ja nie jestem vampem; nigdy nie myślałam o tym, że los obdarzy mnie akurat takim „genre” bycia filmowego” – cichym, niskim głosem żaliła się aktorka Lena Żelichowska w 1937 roku.