piątek, 6 lipca 2018

Ulubieniec Piłsudskiego - scenarzystą pierwszej polskiej farsy filmowej.


Bolesław Wieniawa – Długoszowski. Znany z zamiłowania do kobiet, koni i koniaku. Pierwszy Ułan II Rzeczypospolitej o którym opowiadano liczne anegdoty, posiadał inny, mało znany talent. Potrafił pisać i to nie zgoła gorzej.
„Pióro” zbliżyło Wieniawę do środowisk artystycznych, najpierw w Paryżu, a potem w Warszawie. W czasie jednego ze spotkań w kręgu artystów filmowych poznał Ferdynanda Goetla, zdolnego scenarzystę.
Z tej znajomości narodził się pomysł współpracy, a w efekcie stworzenie scenariusza filmowego – komedii „Ułani!... ułani!... malowane dzieci…”.
 Film pod wieloma względami był innowacyjny. Chociażby był to pierwszy polski film komiczny. Po drugie był to pierwszy stuprocentowy film mówiony i śpiewany. Po trzecie udźwiękowienie odbyło się całkowicie w kraju w hali „Falanga”. Po czwarte zastosowano system gagów – pomysłów zbiorowych.
Na pytanie co skłoniło Wieniawę – Długoszowskiego do napisania scenariusza filmowego, odpowiedział: „Od dawna myślałem o stworzeniu naprawdę wesołego polskiego filmu … A gdzież to życie jest weselsze, ma więcej humoru, uroku, aniżeli w wojsku, wśród ułanów…”.         
„To też ten właśnie temat postanowiłem zużytkować do pierwszej polskiej farsy filmowej i zabraliśmy się z Ferdynandem Goetlem do roboty. Pisaliśmy scenariusz , myśląc przede wszystkim o wykonawcach głównych ról Dymszy i Krukowskim, których uważam za tak rzadkich u nas przedstawicieli groteski!... Do tego jeszcze Zula Pogorzelska – moim zdaniem – po prostu natchniona w grotesce!… Sądzę, że z takim zespołem osiągniemy nasz cel, którym jest rekord śmiechu!...”
Wreszcie nie było powielanego tematu policmajstrów, szpiegów, spelun czy amantów- uwodzicieli, które zaczęły nużyć publiczność.
Premiera miała miejsce 5 stycznia 1932 roku w kinie „Casino”.
I chociaż film był kasowym sukcesem, to przez krytyków został uznany za przeciętny, któremu zabrakło tego czegoś wyjątkowego.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz