Bolesław Wieniawa –
Długoszowski. Znany z zamiłowania do kobiet, koni i koniaku. Pierwszy Ułan II Rzeczypospolitej o którym
opowiadano liczne anegdoty, posiadał inny, mało znany talent. Potrafił pisać i
to nie zgoła gorzej.
„Pióro” zbliżyło
Wieniawę do środowisk artystycznych, najpierw w Paryżu, a potem w Warszawie. W
czasie jednego ze spotkań w kręgu artystów filmowych poznał Ferdynanda Goetla,
zdolnego scenarzystę.
Z tej znajomości
narodził się pomysł współpracy, a w efekcie stworzenie scenariusza filmowego –
komedii „Ułani!... ułani!... malowane dzieci…”.
Film pod wieloma względami był innowacyjny. Chociażby był
to pierwszy polski film komiczny. Po drugie był to pierwszy stuprocentowy film
mówiony i śpiewany. Po trzecie udźwiękowienie odbyło się całkowicie w kraju w
hali „Falanga”. Po czwarte zastosowano system gagów – pomysłów zbiorowych.
Na pytanie co skłoniło
Wieniawę – Długoszowskiego do napisania scenariusza filmowego, odpowiedział:
„Od dawna myślałem o stworzeniu naprawdę wesołego polskiego filmu … A gdzież to
życie jest weselsze, ma więcej humoru, uroku, aniżeli w wojsku, wśród ułanów…”.
„To też ten właśnie temat postanowiłem
zużytkować do pierwszej polskiej farsy filmowej i zabraliśmy się z Ferdynandem
Goetlem do roboty. Pisaliśmy scenariusz , myśląc przede wszystkim o wykonawcach
głównych ról Dymszy i Krukowskim, których uważam za tak rzadkich u nas
przedstawicieli groteski!... Do tego jeszcze Zula Pogorzelska – moim zdaniem –
po prostu natchniona w grotesce!… Sądzę, że z takim zespołem osiągniemy nasz
cel, którym jest rekord śmiechu!...”
Wreszcie nie było
powielanego tematu policmajstrów, szpiegów, spelun czy amantów- uwodzicieli,
które zaczęły nużyć publiczność.
Premiera miała miejsce
5 stycznia 1932 roku w kinie „Casino”.
I chociaż film był
kasowym sukcesem, to przez krytyków został uznany za przeciętny, któremu
zabrakło tego czegoś wyjątkowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz